NO I STAŁO SIĘ. Wakacje ostatecznie dobiegły końca i dziś
rozpoczęłam drugi rok studiów. Oj muszę przyznać, że ciężko jest przestawić się
na tryb porannego wstawania. Mam nadzieję, że ten semestr (rok, reszta
życia!!!) będzie przychylniejszy dla mojego zdrowia psychicznego i przede
wszystkim MNIEJ STRESUJĄCY. Ja to w ogóle jestem typem człowieka, który
przeżywa najmniejsze błahostki, szczegóły, dyrdymały (czyli dosłownie
WSZYSTKO), a kiedy przychodzi zmierzyć się z czymś, co ma choć trochę zaważyć
na mojej przyszłości, staję się kłębkiem nerwów,trzęsę jak galareta, a struny
głosowe odmawiają mi posłuszeństwa. Nie ważne czy chodzi o studia, wizytę u
lekarza, zakupy w super markecie, czy całonocną imprezę (oczywiście tu celowo
przesadziłam ;d) Ale jak to się mówi: Ten typ tak ma i co poradzisz, jak nic
nie poradzisz. No, ale póki co wszystko wygląda niewinnie.
Poza tym... ścięłam włosy. Nie, nie, ja: ŚCIĘŁAM WŁOSY. Oj tak.
Jest cudownie... prawie. Mały szkopuł w tym, że MI SIĘ NIE PODOBA! Miały być
dłuższe, mniej krótkie, bardziej średnie. Inne. Ale no cóż, oceńcie same.
STRZEŻCIE SIĘ
SWOICH GŁUPICH POMYSŁÓW I WYBIJAJCIE JE SOBIE SZYBKO Z GŁOWY, ZANIM ZDĄŻYCIE
KTÓRYŚ ZREALIZOWAĆ!! ;d
No i na koniec
miły akcent, coby mnie nikt nie oskarżył o zarażanie pesymizmem (i szerzenie
plagi nieudanych fryzur) ;d